Wprowadzenie do medytacji
Kiedy chcesz coś w swoim życiu zmienić jest tylko jedno miejsce do którego musisz się udać. Musisz się udać w podróż wgłąb siebie.
Jeśli wciąż nie jesteś przekonany do tego, by zacząć medytować zacznij od przeczytania mojego artykułu o korzyściach płynących z medytacji.
W wielu kulturach, religiach, systemach wierzeń i psychoterapii medytacja jest dobrze znana.
Medytacja ma konotacje już w czasach antycznych i powstała na Dalekim Wschodzie. Była ona od zawsze bardzo ważnym elementem różnych wierzeń i jogi od zarania dziejów. Medytacja od wielu tysiącleci jest stosowana w takich religiach jak buddyzm, hinduizm, taoizm, dżinizm a nawet w chrześcijaństwie. Używam słowa „nawet” ponieważ w chrześcijaństwie medytacja nosi nazwę modlitwy i mimo, że w większości wypadku polega na zwróceniu się ku drugiemu bytowi jakim jest Bóg, zamiast wgłąb siebie to ma jednak właściwości wyciszające umysł poprzez powtarzanie słów modlitw, które pełnią funkcję mantry.
Przyjęło się, że to Budda zapoczątkował cały proces oczyszczania się poprzez medytację. Nie jest to jednak prawdą. Na długo przed istnieniem Buddy istniało już wiele hinduskich guru i wierzeń opartych na praktykach medytacji mających na celu wyciszyć nasz umysł i pozwolić nam zbliżyć się do samego siebie i źródła swojego cierpienia, by być po prostu szczęśliwym człowiekiem.
Budda po opuszczeniu swojego hedonistycznego życia jako książę w pałacu został żebrakiem i pustelnikiem. Zanim posiadł mądrość Buddy był zwykłym poszukujących prawdy człowiekiem, który cierpiał i chciał się uwolnić od bólu. Był takim samym człowiekiem jak ty i ja. Przez wiele lat podróżował i uczuł się od hinduskich guru sztuki życia i medytacji. Skosztował praktycznie wszystkich możliwych typów medytacji jakie człowiek w tamtych czasach wymyślił i miał do zaoferowania. To co jednak brakowało mu we wszystkim czego się nauczył to prawdy ostatecznej i techniki, która całkowicie uwolniłaby go od cierpienia wyrywając cały ból z korzeniami. Techniki jogiczne medytacji, które poznał, polegające na recytacji różnych mantr, kontrolowaniu oddechu zwane w jodze pranayamą i wiele innych mają do dziś właściwości uspokajające umysł. Budda miał jednak cały czas problem z tym jak ostatecznie wyzwolić się z cierpienia, ponieważ czuł że to wszystko jest wciąż za mało.
Jaki więc był problem skoro medytacje oferowane przez hinduskich guru uspokajały umysł i sprawiały, że czuliśmy się po prostu dobrze i wolni od zmartwień? Problem Buddy był taki, że prędzej czy później cierpienie wracało i Gautama odkrył, że te wszystkie techniki medytacji uspokajają umysł tylko na powierzchownym poziomie. Tak, czujemy się spokojniejsi. Tak, odczuwamy znaczącą korzyść w postaci obniżenia stresu i odczuwania na codzień większej równowagi, harmonii i w efekcie szczęścia, ale korzenie cierpienia zostają nietknięte. Budda odkrył, że jedynym sposobem na pozbycie się wszystkich zanieczyszczeń nagromadzonych przez całe nasze życie (w buddyzmie nazywanymi sankharami) jest obserwacja naszych doznań w ciele. W tym celu stworzył medytację zwaną Vipassaną. W następnym podrozdziale opiszę ci szczegółowo jak wygląda ta medytacja, ale prawda jest taka, że każda inna medytacja lub technika uważności, która opiera się na obserwacji swoich doznań w ciele będzie działać podobnie i wcale nie musi się to nazywać vipassaną lub nawet medytacją. Gdy wyjaśnię ci dokładnie na czym polega ta medytacja zrozumiesz, że tak naprawdę możesz medytować przez cały czas poza momentem kiedy śpisz. Możesz obserwować swoje doznania kiedy pijesz kawę, kiedy malujesz obraz, kiedy spacerujesz lub gdy myjesz naczynia. Gdy zaczniesz żyć w sposób uważny i nauczysz się obserwować swoje doznania zaczniesz się całkowicie zmieniać.
Jedynym problemem z uważnością i życiem uważnym obserwując swoje doznania podczas wykonywania różnych czynności czy nawet po prostu siedzenia w autobusie jest taki, że często po prostu zapominamy o tej uważności. Nie pamiętamy o tym, że powinnyśmy być uważni, ponieważ całe życie jesteśmy przyzwyczajeni do prowadzenia monologu wewnętrznego i rozmyślania o przeszłości i przyszłości. Dlatego też często jak nie zawsze jesteśmy w zupełnie innym miejscu mentalnie niż tu i teraz wykonując daną czynność. I gdy nie mamy wyćwiczonego umysłu do pozostawania w teraźniejszości jest to naprawdę bardzo ciężkie pozostać w pełni uważnym nawet przez minutę.
Powiedzmy, że postanawiasz sobie, że teraz będziesz obserwować wszystkie doznania w swoim ciele podczas picia porannej kawy. Zbliżasz usta do filiżanki i pierwsze co to zaczynasz czuć aromat. I na tym się skupiasz, na zapachu kawy, który wędruje od twoich nozdrzy aż po płuca. Obserwujesz tą wędrówkę wewnątrz siebie. Następnie zbliżasz filiżankę do swoich ust i skupiasz się teraz na tym uczuciu gdzie usta stykają się z porcelaną. Potem bierzesz łyk i obserwujesz ten gorąc na swoich ustach a następnie w buzi, w gardle, w przełyku aż po żołądek.
Nagle zauważasz, że pijesz kawę dziesięć razy wolniej niż zwykle. Tak się dzieje gdy zaczynasz żyć uważnie osadzony w teraźniejszości. Twoje ruchy stają się wolniejsze, płynniejsze i pełne gracji. Jesz i pijesz wolniej i uważniej. Twój głos robi spokojniejszy, głębszy i wolniejszy.
Bierzesz drugi łyk kawy i nagle przypomniałeś sobie o tym, że musisz zapłacić rachunek za telefon, więc otwierasz laptopa i wykonujesz przelew. W między czasie przypomniałeś sobie, że musisz zamówić karmę dla psa. Przy okazji przyszło ci na myśl, że może zamówisz też papier do drukarki, bo się kończy. Ale może jednak lepiej będzie jak pójdziesz do sklepu osobiście, przynajmniej będziesz miał pretekst, by ruszyć się z domu. Ale jak zostaniesz w domu to zaoszczędzisz czas. Poza tym zimno jest na polu i ponuro. Po co wychodzić w ogóle z domu?
I nagle z twojej uważności pełnej gracji powróciłeś do starego schematu gdzie umysł zaczyna błądzić w przeszłości i przyszłości. I prędzej czy później to się stanie, pytanie tylko kiedy. I cała sztuka nie polega na tym, że teraz postanowimy sobie, że nigdy więcej nie będziemy myśleć i będziemy w 100% uważni. Cała sztuka polega na wyćwiczeniu umysłu do tego stopnia, by jak najszybciej zauważać, że umysł zbłądził i sprowadzać go do teraźniejszości raz za razem, w nieskończoność aż w końcu przestanie w ogóle błądzić i uciekać.
Moment w którym osiągniemy stan wolny od niechcianego myślenia i reagowania niechęcią i pragnieniem na cokolwiek w życiu buddyści nazywają oświeceniem. Celowo napisałem niechcianego myślenia, ponieważ tu nie chodzi o niemyślenie w ogóle. Nie chodzi oto żebyśmy zostali teraz wszyscy warzywami medytacyjnym, którzy nie muszą już używać swojego mózgu i inteligencji. Jest dokładnie odwrotnie. Umysł medytacyjny jest nieokreśloną liczbę razy bardziej skuteczniejszy niż umysł niemedytujący. Osoby regularnie medytujące są w stanie pracować umysłowo i fizycznie dużo dłużej i ciężej niż osoby, które nie medytują. Mnisi, którzy codziennie medytują śpią od 2 do 4 godzin dziennie, a przez resztę dnia ciężko pracują fizycznie i nierzadko również umysłowo z przerwami na sesje medytacji.
Buddyjski mnich Ajahm Brahm poświęcił swoje życie na nauczanie i pomoc innym i przez większość swojego życia jest w podróży dając wykłady, jeżdżąc po szpitalach wspierając osoby chore na raka, prowadząc fundację, swój zakon i robiąc wiele innych pracując często po dwanaście czy szesnaście godzin dziennie. Wciąż przy tym pozostaje spokojny, wypoczęty i szczęśliwy. Wszystko co robi wypływa z radości jego serca. Nawet gdy czuje się zmęczony to dzięki medytacji jest w stanie błyskawicznie odzyskać na nowo siłę.
Sam Ajahm Brahm mówi, że wiele ludzi uważa medytację za najbardziej egoistyczną czynność jaka istnieje, ponieważ po prostu siedzimy, kontemplujemy i jedyne co nas interesuje to nasz spokój wewnętrzny i zaczynamy być nieczuli na potrzeby innych i zaczynamy mieć innych ludzi przysłowiowo w dupie. Tak mówią jednak tylko osoby, które nigdy nie poznały na poziomie doświadczenia czym tak naprawdę jest prawdziwa medytacja.
Prawdziwa medytacja jest najbardziej nieegoistycznym procesem jaki istnieje. Tak, to prawda, że medytujemy po to, by odnaleźć swój spokój wewnętrzny i być szczęśliwymi. Ale w trakcie odkrywania siebie podczas medytacji kiedy zaczniesz odkrywać w sobie tą wewnętrzną radość i błogi spokój odkryjesz w pewnym momencie, że masz potrzebę pomagania innym i niesienia swojego światła dalej. Nawet nie musisz nic fizycznie robić takiego co będzie pomagać innym, ale sama twoja obecność i wspaniała ciepła aura, którą będziesz emanować będzie już sprawiać, że ludzie zaczną się przy tobie czuć po prostu dobrze i będą chcieli przebywać z tobą jeszcze więcej czasu. Będzie tak dlatego, że ludzie po prostu chcą się czuć dobrze, a przy tobie będą się tak czuć.
Osoba medytująca jest uważna i umie prawdziwie słuchać. Osoba, która nie jest uważna i nie medytuje często błądzi umysłem i zatraca się w swoich myślach nawet podczas rozmowy, dlatego to co robi nie jest słuchaniem a tylko słyszeniem. Nie jesteśmy prawdziwie obecni i przyswajamy tylko część informacji podczas rozmowy, bo po prostu nasz umysł zaczyna błądzić uciekając w myśli. Tak więc osoba medytująca ma dużo większą empatię i współczucie. Jest dużo lepszym słuchaczem. Z czasem zaczyna pojawiać się pragnienie pomagania innym, bo odkrywasz że pomaganie innym też ci daje szczęście.
Tak było ze mną. Dlatego też powstała ta książka. Mam świadomość, że żeby zarobić na napisaniu książki kwotę, która pozwoliłaby mi nawet opłacić moje mieszkanie musiałaby ona zostać bestsellerem lub sprzedawać się w setkach jak nie tysiącach egzemplarzy. Mam świadomość, że napisanie tej książki nie wzbogaci mnie. To od początku jednak nie było moją motywacją. Moją motywacją była pomoc innym i głęboka wiara w to, że ta książka przyniesie ludziom korzyść, pomoże im i być może zainspiruje do zmiany, do pracy nad sobą, do medytacji. Być może tylko jedna osoba po przeczytaniu tej książki zacznie regularnie medytować i odkryje niesamowite korzyści idące z tej praktyki. To już będzie dla mnie wystarczające potwierdzenie, że warto było napisać tę książkę.
Zanim przejdę do właściwej techniki medytacji jaką jest Vipassana chciałbym ci wytłumaczyć dlaczego Vipassana (lub każda inna medytacja oparta na obserwacji swoich doznań) jest jedyną drogą do całkowitego wyzwolenia z cierpienia i opowiedzieć troszkę o korzyściach z regularnej praktyki.
Tak jak pisałem istnieje niezliczona ilość różnych rodzajów medytacji.
W jodze istnieje medytacja, która polega na kontrolowaniu swojego oddechu, nazywa się to pranayamą. Świadomie wpływamy na przebieg swojego oddechu np. go spowalniając. Możemy biorąc wdech liczyć do 6 a robiąc wydech do 12. Robiąc dwa razy dłuższy wydech uspokajamy umysł i pozbywamy się stresu.
Możemy liczyć swoje oddechy lub odmawiać mantry na paciorkachi mali. Mala to indyjski i tybetański różaniec, który zawiera 108 koralów z reguły wykonanych z nasion rudrakshy, czyli figowca pod którym Budda doznał oświecenia. Mala służy do liczenia właśnie mantr lub oddechów, by zachować czujność umysł, ale jest też symbolem przypominającym nam do czego dążymy, czyli do stanu oświecenia. Buddyści Diamentowej Drogi nazywają malę telefonem do Buddy, czyli inaczej mówiąc jest to dla nich taki mocny symbol, do którego mogą się zwrócić w każdej chwili zwątpienia na swojej ścieżce.
Istnieją wizualizacje, gdzie wyobrażamy sobie np. różne wcielenia bogów, istot pozaziemskich, siebie w jakiejś złocistej lub szczęśliwej formie lub zwykłe światło, które z każdym wdechem wchodzi i rozświetla nasze wnętrze. Istnieją mantry, gdzie w kółko powtarzamy określone słowo, np. sylabę Om lub Karmapacieno lub imię jakiejś ważnej dla nas osoby, np. Krishna.
Istnieją przeróżne afirmacje, które z reguły są w formie medytacji prowadzonej, gdzie osoba prowadzące medytacje kieruje nas swoim głosem mówiąc różne afirmacje mające na celu zaszczepić nasz umysł pozytywnymi treściami jak np. Jestem wdzięczny za wszystko co mnie w życiu otacza. Życzę sobie żeby spotykały mnie w życiu same dobre rzeczy. Jestem siłą spokoju i kocham siebie. Dbam o siebie i moich bliskich. Kocham siebie i dażę miłością wszystkich ludzi, których spotykam, ponieważ wiem, że miłość jest najbardziej wyzwalającym uczuciem na świecie.
Istnieją również inne formy medytacji oparte na pracy z ciałem. W buddyźmie tybetańskim Diamentowej Drogi główną praktyka medytacji jest tzw. Nyndro. Głównym elementem medytacji w tym odłamie buddyzmu są tzw. pokłony. Buddyści wykonują tysiące powtórzeń pokłonów, które przypominają jogiczne powitanie słońca, które są dla nich właśnie formą medytacji.
Plusy i minusy medytacji innej niż Vipassana
Plusem wszystkich wymienionych wcześniej medytacji jest uspokojenie umysłu. Nieważne czy jest to pranayama, powtarzanie mantr, pokłonów, robienie wizualizacji czy afirmacji otrzymujemy pozytywne działanie w postaci wyciszenia i uspokojenia umysłu.
Magia mantr ma to do siebie, że wytwarzamy odpowiednią wibrację np. za pomocą słowa Om, która zaczyna być dla nas barierą ochronną przed otaczającym światem. Jest to energia ochronna i działa. Problem z tego typu rozwiązaniem polega tylko na tym, że odwracamy uwagę od tego co jest naprawdę ważne. Wytwarzamy sztuczną barierę, która nie jest naturalna. Powinniśmy się skupić na obserwacji naturalnych doznań, by wyzwolić się z cierpienia zamiast odwracać naszą uwagę w stronę tworzenia sztucznej bariery ochronnej.
Budda odkrył jeden zasadniczy problem z tymi wszystkimi technikami. Nie usuwają one korzenie cierpienia. Osiągamy spokój wewnętrzny tylko na powierzchni swojego umysłu, ale całe głębokie zanieczyszczenia i sankhary pozostają głęboko ukryte w szczelnie zamkniętych zakamarkach naszego umysłu.
Dlatego też jedynym sposobem do uwolnienia z całkowitego cierpienia jest obserwacja swoich doznań w ciele.
Dlaczego więc inne praktyki medytacyjne niż ta są niebezpieczne lub po prostu przeszkadzające? Można by stwierdzić, że można robić duże rzeczy naraz. Niebezpieczeństwo łączeniu różnych praktyk szczególnie z praktyką vipassany polega na tym, że przestajemy skupiać się podczas medytacji na tym co ważne odwracając swoją uwagę w kierunku np. mechanicznie wykonywanych mantr, liczenia oddechów czy wizualizacji. Naszym celem podczas medytacji jest obiektywna obserwacja wszystkich doznań w ciele z zachowaniem spokoju umysłu, a w momencie w którym zaczynamy liczyć oddechy, z początku może nam się wydawać, że zachowujemy czujność wobec naszych doznań, ale po kilkunastu czy dziesięciu minutach nawet nie będziemy wiedzieć kiedy mówimy już słowo „wdech” czy „wydech” i okaże się że mówimy „wydech” kiedy bierzemy wdech. Cała nasza uwaga zamiast skupiać się na doznaniach będzie skupiać się na tym konkretnym słowie lub wyobrażeniu. Dlatego lepiej jest nie mieszać technik i medytować jedną techniką naraz. Jeśli decydujesz się teraz na medytację Vipasanną to medytuj tylko w ten sposób i nie mieszaj tego z innymi rodzajami medytacji. Znam potwierdzone przypadki z kursów Vipassany gdzie ludzie mieszali różne techniki i skończyło się to dla nich naprawdę źle w postaci różnych zaburzeń umysłowych. Medytacja Vipassana to nie są żarty. Jest to medytacja, która jest pełną operacją na twoim umyśle bez znieczulenia. Jest to poważny proces, który podejmujesz na swoim umyśle.
Jak siedzieć
To jaką pozę przyjmiesz podczas medytacji nie wpływa w żadnym stopniu na to jakie efekty osiągniesz podczas medytacji. Przyjęło się, że powinniśmy przyjąć pozycję ze skrzyżowanymi nogami, ponieważ Budda w ten sposób siedział medytując. Prawdą jest, że większość buddystów i medytujących medytuje właśnie w ten sposób, ale jest ku temu konkretny powód i jest nim po prostu wygoda i łatwo w utrzymaniu uwagi.
Gdy siadasz na początku ze skrzyżowanymi nogami, obojętne czy w zwykłym siadzie birmańskim, czy lotosie czy półlotosie prawdopodobnie zaczniesz odczuwać bardzo szybko dyskomfort a nawet ból w plecach czy nogach. Ciężko ci będzie utrzymać prostą pozycje ciała tym bardziej ciężko ci będzie uwierzyć w to, że to najwygodniejsza pozycja do medytacji.
Gdy byłem na kursie Vipassany w Dziadowicach i medytowałem kilkanaście godzin dziennie, z czego większość czasu właśnie siedząc ze skrzyżowanymi nogami podejmując praktykę Silnej Determinacji, która polega na tym, że przez godzinę trwania medytacji nie zmienię pozycję ciała ani razu czułem dosłownie cierpienie na poziomie, który był już nie do zniesienia. Zapytasz więc po co w ogóle się tak męczyć i siedzieć w ten sposób? Powodów jest kilka. Przede wszystkim jeśli mówimy o medytacji siedzonej statycznej, a nie w ruchu to pozycji ze skrzyżowanymi nogami pozwala nam zachować czujność. Przez cały czas pilnujemy żeby nasze plecy były wyprostowane co korzystnie wpływa na naszą praktykę uważności i przede wszystkim pomaga zapobiec niebezpieczeństwu i przeszkodzie, która może się pojawić w trakcie medytacji, którą jest senność. Siedząc po turecku i pilnując prostych pleców jesteśmy po prostu mniej skłonni do zaśnięcia. W momencie gdy oprzesz swoje plecy o ścianę lub się położysz to dużo łatwiej jest zasnąć.
Nie jest błędem opieranie pleców o ścianę czy nawet położenie się medytując, sam tak robię. Jeśli jednak zaczynasz czuć się senny to lepiej jest przyjąć pozycję, która pomoże ci zachować czujność np. „na Buddę”. Jeśli chcesz się położyć, bo czujesz zmęczenie to też w porządku, ale z doświadczenia mojego i innych osób wynika, by nie kłaść się dłużej niż na 5 minut. Możesz twierdzić, że masz silną wolę i nie zaśniesz, ale nawet nie wiesz kiedy zapadniesz w głęboki sen zimowy. Tak po prostu się często dzieje niezależnie od naszej woli. Gdy czujesz się już bardzo znużony nawet podczas siedzenia w siadzie krzyżowym to warto pomedytować jakiś czas spacerując lub wziąć zimny prysznic, by się obudzić.
Bardzo pomocne w trakcie medytacji są poduszki do medytacji. Nie muszą być to stricte poduszki przeznaczone do medytacji, może to być też zwykła poduszka lub nawet koc zwinięty w rulon. Ważne jest natomiast to, by taką poduszkę zawsze mieć pod pupą, tak by skrzyżowane nogi leżały na ziemi a same pośladki były na poduszce. To jak wysoka ma być poduszka zależy tylko i wyłącznie od twoich własnych preferencji. Spróbuj różne wysokości i sam zobacz na jakiej siedzi ci się najwygodniej. Gwarantuję ci, że poduszka do medytacji całkowicie zmieni twój komfort siedzenia i medytowania.
Inną alternatywą, którą można zastosować z poduszką do medytacji jest położenie poduszki między nogami z siadem japońskim. Siad japoński to pozycje gdzie siadamy na swoich piszczelach ze zgiętymi nogami. Wiele osób opisuje tą pozycję jako wygodniejszą niż siad ze skrzyżowanymi nogami.
Najważniejsze co musisz wiedzieć to to, że jakkolwiek duży ból by nie był podczas siedzenia pamiętaj, że on przeminie i nigdy nic ci się nie stanie. Nigdy nie słyszałem o przypadkach gdy komuś stało się coś w nogi lub w plecy podczas medytacji, bo za bardzo ścierpły. To tylko dyskomfort, nierzadko ból fizyczny który wydaje się nie do zniesienia, ale on minie. On zawsze mija jak wszystko.
U mnie ból często pojawiał się w okolicach lewej łopatki. Ból był tak silny, że często siedzenie dłuższe niż 30 minut było dla mnie naprawdę dużą udręką. Jeśli odczuwasz dyskomfort w postaci bólu fizycznego podczas medytacji to postaraj się zrobić następujące rzeczy:
Postaraj się obserwować po prostu swój ból z zachowaniem spokoju umysłu i powtarzaj sobie, że ten ból może być twoim najlepszym nauczycielem w wyzwalaniu się z cierpienia. Obserwując swój ból i pracując nad tym, by nie czuć do niego niechęci uwalniasz stare sankhary cierpienia, które są głęboko zakorzenione w twoim umyśle, przez co masz okazję do uwolnienia się od nich. W momencie kiedy zachowujesz spokój i starasz się nie reagować na ten ból uwalniasz się coraz bardziej od cierpienia. Dlatego ból może być twoim najlepszym nauczycielem i drogą do wyzwolenia z cierpienia.
Wykonaj kilka ćwiczeń rozciągających, które pomogę ci zapanować nad bólem. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że krótka sesja jogi przed każdą medytacją działa cuda. Po pierwsze odczuwam dużo mniejszy ból, a po drugie jestem dużo bardziej wyciszony i skoncentrowany przez to, że moje ciało jest rozluźnione. Możesz wykonać kilka ćwiczeń nie zmieniając pozycji ciała, które pomogą ci na ból pleców i nóg. Na ból pleców polecam następujące trzy ćwiczenia, które wykonuję w siadzie ze skrzyżowanymi nogami nie zmieniając pozycji nóg:
Wyciągam mocno wyprostowane ręce do góry i ciągnę nimi mocno jakbym chciał sięgnąć nieba. Trzymam tą pozycję kilkadziesiąt sekund.
Splatuję palce u dłoni i kładę je splecione na tylniej części mojej głowy ciągnąc mocno łokciami do tyłu. Trzymam tą pozycję kilkadziesiąt sekund.
Splatuję dłonie z tyłu za plecami od strony pośladków i wyprostowane ręce ciągnę mocno do tyłu i do góry. Trzymam tą pozycję kilkadziesiąt sekund.
Powtarzam taką serię dwukrotnie lub trzykrotnie i czuję po tym ogromną ulgę w bólu w plecach. Gdy ból nadchodzi znowu powtarzam i robię znowu kilka serii. Gdy odczuwasz ból w nogach to wyprostuj nogi i porozciągaj się trochę starając się sięgnąć dłońmi palce u stóp zachowując cały czas proste nogi. Staraj się z czasem zachowywać proste plecy w trakcie skłonu.
3. Zmień pozycję. Oprzyj się o ścianę lub usiądź tak jak ci wygodnie. Gdy poczujesz się na siłach możesz wrócić do siadu, w którym siedziałeś wcześniej, ale nie musisz. Nie zmuszaj się.
4. Bądź dla siebie dobry i wyrozumiały. Nie zmuszaj się do siedzenia non stop na siłę w pozycji lotosu tylko i wyłącznie dlatego, że Budda tak siedział.
Obserwuj swój ból, ale nie katuj się. Zmieniaj pozycję. Eksperymentuj i pamiętam, że proces oczyszczania się poprzez medytację nie ma nic wspólnego z pozycją ciała jaką przyjmiesz. Ona ma tylko pomóc w zachowaniu ci czujności i wygody w trakcie praktyki. Ja często medytuję w wannie lub w pociągu normalnie oparty o siedzenie z nogami leżącymi na ziemi. Nie siedzę jak Budda jadąc komunikacją miejską. Gdy jestem natomiast na plaży, na której uwielbiam medytować przy morzu to często usypuje sobie pod pupę taki kopiec na którym siadam i służy mi jako poduszka pod medytacji nierzadko kładąc jeszcze buty pod pośladki. Jak medytujesz w naturze i nie masz na czym usiąść to niegłupim pomysłem jest zrobienie siedzonka ze swoim butów. Mi to zawsze pomaga w wygodnym siedzeniu i w zachowaniu prostej pozycji ciała.
Przeszkody w medytacji
Główne przeszkody i jak sobie z nimi radzić dokładnie opisałem w rozdziale: Droga do wyzwolenia z cierpienia i są nimi: zła wola, pożądanie, senność, roztargnienie i wątpliwości. Nie chcę się teraz więc powtarzać zagłębiając się znowu w te przeszkody. Chcę natomiast poruszyć jeden temat, który nie rozwinąłem wcześniej. Chciałbym powiedzieć o tym w jaki sposób radzić sobie z wszelkimi dystraktorami, które nas spotykają w życiu i czy powinniśmy na siłę dążyć do znalezienia idealnego miejsca do medytacji, w którym będziemy mieć po prostu ciszę i spokój.
Dystraktory to pojęcie z psychologii i inaczej mówiąc jest to wszystko co cię dekoncentruje i nie pozwala ci się skupić. Są to wszelkie zakłócacze i rozpraszacze takie jakie niechciane dźwięki z otoczenia; wiercenie wiertarką u sąsiada, kłótnia pobliskich osób, płacz dziecka, szczekanie psa, odgłosy miejskie, rozmowa innych, muzyka, social media, telewizja, radio i wszystko co sprawia, że odciągasz swoją uwagę od tego co robisz. To co dla jednych jest dystraktorem tak dla innych nie będzie. Na początku swojej praktyki medytacji możesz szybko spostrzec, że dosłownie wszystko cię denerwuje i rozprasza, każdy dźwięk. Nagle zaczynasz zwracać uwagę na dźwięk swojego zegarka, którego nigdy nie zauważałaś. Dzieje się tak dlatego, ponieważ pierwszy raz w życiu zaczynasz żyć w uważności i zmysły ci się wyostrzają, dlatego też zaczyna przeszkadzać ci każdy najmniejszy dźwięk. Może ci się wydawać, że jest to coś złego, ale jest dokładnie odwrotnie. Jest to coś dobrego, bo znaczy, że rozwijasz swoją uważność. W jaki sposób sobie z tym radzić? Szkoły są dwie. Moim zdaniem najlepiej jest połączyć obie ze sobą.
Pierwsza szkoła zakłada podejście, żeby medytować w całkowitej ciszy, pozbawionej wszelkich dystraktorów. Szkoła ta mówi, żeby znaleźć takie miejsce, gdzie nikt i nic nie będzie nam przeszkadzać. Ja mam takie miejsce u siebie w domu i na bezludnej plaży przy morzu. Lubię też medytować w lesie, w którym mieszkam. Wtedy potrafię wejść w całkowity stan skupienia gdzie nic mnie nie rozprasza i oddać się w pełni praktyce koncentrując tylko i wyłącznie na swoim wnętrzu.
Druga szkoła zakłada podejście, żeby nie uciekać od dystraktorów tylko się z nimi oswajać i traktować je jako swojego nauczyciela niechęci. Nie szukasz idealnego miejsca do medytacji, ponieważ idealne miejsce do medytacji jest w twoim sercu a nie w miejscu na zewnątrz. Osho powiedział, że sztuką nie jest osiągnąć stan oświecenia i idealnego spokoju uciekając do tybetańskiej jaskini w Himalajach będący odciętym od rzeczywistości. Sztuką jest osiągnąć ten sam stan harmonii gdy będziesz przebywać na ruchliwym targu pełnym harmidru i chaosu i zachować spokój i równowagę umysłu tam gdzie inni gdzieś pędzą i żyją w chaosie.
Medytuję zarówno w miejscu gdzie mam ciszę i spokój, ponieważ czuję, że potrzebuję takiej cichej przestrzeni dla siebie, ale nie uciekam też od miejsc gdzie inni ludzie rozmawiają, krzyczą czy wydają z siebie jakieś dźwięki. Potrafię medytować jadąc w pociągu czy nawet będąc na imprezie. Prawdopodobnie wyglądam niezbyt imprezowo wtedy, ale nie jest to ważne dla mnie jak wyglądam tylko jak się czuję, a medytacja sprawia że czuję się lepiej.
Tak więc traktuj każdy rozpraszacz i dźwięk jako swojego nauczyciela medytacji. Za każdym razem jak ktoś lub coś odciągnie twoją uwagę od medytacji ze spokojem wróć do praktyki ignorując dźwięki z zewnątrz. Po prostu na nie nie reaguj. To samo się tyczy innych rozpraszaczy. Mogą być nimi jakieś owady lub zimno czy ciepło. Nie reagując na to co ci przeszkadza ćwiczysz swój umysł i uwalniasz się tym samym od cierpienia. Potem w życiu gdy spotka cię sytuacja, która normalnie wyprowadziłaby cię z równowagi ty dzięki temu że uczysz się zachowywać spokój podczas obecności dystraktorów nie reagujesz i zachowujesz spokój również w sytuacjach problematycznych życia codziennego. To jest ogromny plus praktyki medytacyjnej podczas obecności dystraktorów. Buddyjscy mnisi w Tajlandii mówią, że ich najlepszymi nauczycielami medytacji są tamtejsze komary, które pewnie są 5 razy większe od naszych polskich komarów. A że medytują oni też na świeżym powietrzu w dżungli i ich buddyjski kodeks moralny zabrania zabijania jakichkolwiek żywych zwierząt w tym komarów, to mają największy trening cierpliwości i niereagowania niechęcią jaki mnisi tam żyjący mogą mieć.
Niemniej jednak nie zachęcam tym samym do medytowania na bagnach pełnych owadów. Nie widzę sensu w katowaniu się. Gdy jednak już przydarzy ci się podoba lub inna sytuacja wywołująca w tobie frustrację to warto to potraktować jako buddyjski trening uwalniającym cię z cierpienia.
Polecam jednak znaleźć również swoją cichą przestrzeń do której będziesz wracać i pozwoli ci po prostu się zrelaksować i wejść wgłąb siebie w pełnej ciszy.
Na kursie medytacji Vipassany zapytałem mojego nauczyciela o zatyczki do uszów, czy można ich używać w trakcie medytowania. Odpowiedział, że nie jest to błędem, ale lepiej jest ich nie używać, bo w tym wszystkim właśnie chodzi oto, by uczyć się nie reagować na to co nas rozprasza przy zachowaniu spokoju umysłu. Używając zatyczek do uszu odbieramy sobie dodatkową możliwość do nauki spokoju wewnętrznego.
Jeśli chcesz dowiedzieć się dokładnie w jaki sposób medytować przeczytaj mój artykuł, który jest przewodnikiem krok po kroku jak medytować techniką Vipassana.