Dlaczego Prawo Przyciągania i "Sekret" jest szkodliwe
Żyjemy w czasach tzw. „nowoczesnej duchowości”, gdzie wiele osób odchodząc od tradycyjnych religii stosuje tzw. duchowe obejście, co w nomenklaturze terapeutycznej oznacza ucieczkę od swojego cierpienia w duchowość, co ma źródło w wyparciu i tak naprawdę nie pozwala na autentyczne przepracowanie swojego bólu i cierpienia a jest tylko „zamiataniem problemów pod dywan”. Często pod tą maską sztucznie napompowanej pozytywności „duchowych ludzi” uważających się za oświeconych i twierdzących, że wyszli poza poziom swojego ego i wyszli „z matrixa” kryje się ogromne tłumienie i cierpienie, które po prostu zostało głęboko uśpione pod wpływem toksycznej pozytywności. I nie dostrzegają, że wychodząc z jednego matrixa wpadli w pułapkę drugiego. Ogromnym niebezpieczeństwem tego zjawiska jest to, że to co stłumione i wyparte zawsze prędzej czy później znajdzie ujście w ciele, w dolegliwościach psychosomatycznych, różnego rodzajach dysfunkcjach czy chorobach, a nawet w załamaniu nerwowym i w ciężkiej depresji. Poza tym twierdzenie, że całkowite pozbycie się swojego ego jest możliwe jest iluzją, ponieważ ego jest nieodłączną częścią naszej tożsamości dzięki któremu mamy poczucie „jestestwa”. Powyższe twierdzenie mocno obrazuje jedna historia, która silnie mi zapadła w pamięć kiedy na studiach psychologicznych omawialiśmy jeden przypadek apropo właśnie wyparcia.
„Wyobraźmy sobie małżeństwo z 20 letnim stażem. Małżeństwo to zostało bardziej zawarte z poczucia powinności niż z miłości. Z zeznań męża wynika, iż został wciągnięty przez partnerkę w związek małżeński pod wpływem presji, którą na niego wywarła. Swoją drogą to był pierwszy raz kiedy od 20 lat mężczyzna wyraził to co czuje w związku ze swoją żoną. Mąż codziennie po pracy, by odreagować niezadowolenie i gniew siadał przed telewizorem, otwierał butelkę piwa i oglądał filmy i mecze aż zasnął. Żona z kolei kiedy widziała swojego męża w takim stanie robiła mu wyrzuty sumienia krzycząc na niego i mówiąc, że jest nierobem, że do niczego się nie nadaje i że nie ma z niego żadnego pożytku. I scenariusz ten powtarzał się praktycznie codziennie od 20 lat. Mąż jednak zdążył wyrobić w sobie coś co nazywamy w psychologii wyuczoną bezradnością i po prostu nie reagował w żaden sposób na pretensje żony. Był jak oaza spokoju. Nigdy nie reagował. Nigdy nie odezwał się. Znosił tą sytuację przez 20 lat. Pewnego dnia, kiedy nic nie wskazywało na to, że wieczór może wyglądać inaczej niż zwykle, kiedy żona zaczęła mieć pretensje do męża, mąż pierwszy raz od 20 lat wstał z fotela, podszedł do żony i ją zabił. Po czym usiadł z powrotem w fotelu, by dokończyć piwo.” Ten przypadek nie jest fikcją ani horrorem. To jest przykład z życia pokazujący do czego może doprowadzić nas wieloletnie wyparcie i nie dopuszczanie do głosu swoich cięższych emocji.
Żyjemy w czasach gdzie jesteśmy bombardowani toksyczną pozytywnością na każdym kroku szczególnie w Social Media i w internecie. Na każdym kroku widzę guru i „specjalistów od zdrowia psychicznego”, którzy zalewają nas codziennie informacjami na temat jak to trzeba być wdzięcznym za wszystko nie pozostawiając przestrzeni na przeżywanie cięższych emocji, które są zamiatane pod dywan pustymi frazesami takimi jak: „Tylko wysokie wibracje”, „Trzeba patrzeć na pozytywy”, „Nic nie dzieje się bez przyczyny”, „Będzie dobrze”, „Inni mają gorzej / Mogło być gorzej”. Sama praktyka wdzięczności i pozytywności jest jak najbardziej w porządku, ale nie w przypadku kiedy nasze cięższe emocje zostają ignorowane przez takie puste frazesy, które są po prostu toksyczne. Cała idea Prawa Przyciągania i popularnego „Sekretu”, która wmawia nam, że wystarczy pozytywnie myśleć, by doświadczyć dobrodziejstw całego wszechświata, obfitości, wyleczyć się z wszelkich chorób, zostać bogatym i mieć wszystko czego zapragniesz jest po prostu nieprawdziwa. Faktem jest, że pozytywne myślenie i jakaś forma manifestacji może pomóc nam zachować motywację i optymizm, ale jest dużą przesadą twierdzenie że to wystarczy. Jest to pierwszy krok, który może nam pomóc podjąć działanie i umocnić naszą motywację do podjęcia tego działania, ale bez ów działania nic się samo nie stanie. Niczego nie przyciągniemy z wszechświata za pomocą manifestacji czy Prawa Przyciągania. Za pomocą manifestacji możemy czuć się bardziej zmotywowani, optymistyczni i możemy zmienić mechanizm selektywnej uwagi z „Zwracam uwagę tylko na nieprzyjemne rzeczy w moim życiu” na „Zwracam uwagę na dobre rzeczy i ludzi w moim życiu” co można powiązać z ów teorią „przyciągania”, że nagle w moim życiu zaczynają pojawiać się same dobre rzeczy, a nie widzę tych złych. Nie jest to jednak nic innego jak mechanizm selektywnej uwagi, za którym niestety w tym wypadku wiąże się też pewne niebezpieczeństwo pt. „Ignoruję wszystko co negatywne, ponieważ to nie sprzyja Prawu Przyciągania i obfitości, którą chcę przyciągać” co jak już wiemy prowadzi do wyparcia.
Manifestacja i praktyka wdzięczności jest i potrafi więc być pomocna, ale pod warunkiem że zostawiamy sobie przestrzeń na przeżywanie i akceptowanie też nieprzyjemnych rzeczy zamiast je wypierać plus podejmujemy konkretne działanie w celu zrealizowania naszych celów, które chcemy wymanifestować.
Badania psychologiczne nad motywacją i osiąganiem celów jasno potwierdzają, że w przypadku Prawa Przyciągania i manifestacji brak tu planowania działań w przypadku pojawienia się przeciwności, brak oceny indywidualnych możliwości jednostki, brak kształcenia zasobów do radzenia sobie z trudnościami i przede wszystkim brak konkretnego planu działania. Poza tym w Prawie Przyciągania sugeruje się, że złe sytuacje w życiu przytrafiają się tylko ludziom, którzy mają „niską wibrację / częstotliwość” i manifestują sobie złe rzeczy. Jest to nieprawda i są jasne dowody na to, że każdego dnia dobrym i pozytywnym ludziom przytrafiają się złe rzeczy. Dodatkowo zmiana swojego życia musi opierać się na konkretnym planie i działaniu, które nas do tego przybliży. Zostało udowodnione, że samo nastawienie jest pomocne, ale nie najważniejsze. Dlatego zamiast mówić „Marzenia się spełniają” zachęcam do mówienia „Marzenia się spełnia”.
Z kwintesencją toksycznej pozytywności w świecie duchowym spotkałem się również na żywo w „uduchowionych miejscach”, które na pierwszy rzut oka były jedną wielką komuną miłości, gdzie wszyscy się kochają i akceptują. Były to różnego rodzaju miłosne festiwale i nawet ośrodki buddyjskie. Wszystko to wyglądało na pierwszy rzut oka przepiękne, właściwie to zbyt pięknie żeby było prawdziwe. Cała idea bezgranicznej miłości i otaczania się tylko pozytywnymi wibracjami jest piękna, ale utopijna. Nie jest możliwe, by odciąć się całkowicie od „niskich wibracji” i obdarować miłością wszystkie żyjące istoty. Prędzej czy później ktoś nas zrani, wkurzy lub oszuka i nie musimy darzyć tą osobę miłością. Mamy prawo odczuwać gniew i frustrację w stosunku do tej osoby i nie musimy jej kochać i to jest całkowicie ok. Wybaczenie to nie to samo co bezgraniczna miłość. Możemy komuś wybaczyć, ale wciąż nie chcieć utrzymywać kontaktu z tą osobą. I to właśnie w najbardziej uduchowionych i hipisowskich miejscach spotkał mnie największy brak akceptacji na przeżywanie ciężkich emocji, ponieważ „niska wibracja” nie sprzyja wizji utopijnego stada miłości, które powstało w danej komunie, dlatego często osoba, która zaczyna narzekać, kwestionować dane podejście, wyrażać swoje niezadowolenie lub mówić po prostu o swoich nieprzyjemnych uczuciach zostaje wydalona ze stada.
Największe zderzenie z toksyczną pozytywnością spotkało mnie w jednym z buddyjskich ośrodków, gdzie nie było absolutnie żadnego przyzwolenia na doświadczanie innych emocji niż pozytywnych. To co jednak wywołało we mnie największe oburzenie i szok to frazesy stosowane przez światowej renomy Lamy takie jak:
„Ofiara gwałtu jest ofiarą gwałtu, dlatego że musiała nazbierać złej karmy w poprzednim wcieleniu i w poprzednim żywocie napewno sama była gwałcicielem i to co ją teraz spotyka jest konsekwencją, karmą.”
„Schizofrenia jest wynikiem braku dostatecznej ilości szczęścia w życiu człowieka”.
Na opowieść o mobbingu w pracy usłyszałem:
„To zmień pracę. Co za problem”
i
„Za każdym razem jak zaczniesz narzekać i myśleć o swoich problemach w pracy to pomyśl o dzieciach w Afryce, które nie mają co jeść. Wtedy twoje problemy przestaną być problemami.”
Mocno wierzę jednak, że mimo toksycznej tendencji, którą zauważyłem w „duchowych” wspólnotach nie jest to regułą i że znajdą się w nich osoby, które mają przestrzeń na akceptację i przeżywanie wszystkich uczuć i nie stosują toksycznej pozytywności w życiu.
Mój kurs jest intrygującą podróżą, która pomoże Ci odkryć swoją prawdziwą wartość i zrozumieć, że jesteś kimś więcej niż myślisz.